O godzinie 14:50 dnia 18 kwietnia 1974 pomyślałem, iż najwyższy już czas, więc z pomocą lekarzy ze szpitala im. Narutowicza w Krakowie, pozbyłem się matczynego dachu nad głową, rozpoczynając
samodzielną wędrówkę po niebieskiej planecie.
Tato przyniósł mamie 13 goździków i tak rozpoczęła się moja przygoda z trzynastką. Na początku zamieszkałem z rodzicami u babci Karasiowej przy ulicy Tynieckiej 13, ale szybko przenieśliśmy się do niedużego, ale własnego mieszkania również w Skawinie.
Po dwóch latach w ten sam sposób pojawiła się na tej samej planecie malutka dziewczynka.
Potem okazało się, że to moja siostra Angelika.
Większość czasu spędzałem wtedy bawiąc się
z moim zawsze o rok starszym kuzynem Maćkiem.
W wieku 4 lat przeniosłem się z rodzicami i siostrą do Sosnowca, gdyż
mój tato postanowił pracować w kopalni Wieczorek w Katowicach.
Szybko awansował
na sztygara w Dziale Elektrycznym, a następnie na kierownika - wtedy codziennie organizował pracę ponad 100 ludzi.
Gdy miałem 4, 5 i 6 lat większość czasu spędzałem w Przedszkolu nr 13 w Sosnowcu. Mój najbliższy kolega z tamtych czasów to Grzesiek, a dziewczyna, która powodowała, iż chodzić do przedszkola miałem w ogóle ochotę, to oczywiście Magda.
Do wyjazdów na dalekie wycieczki tato kupił wtedy Zastawę 750 o sympatycznych gabarytach w kolorze yellow bahama.
Pamiętam, że najbardziej lubiłem odwiedzać dziadków w Skawinie oraz
ciocię Władę na wsi w Stanisławiu Górnym w okolicy Wadowic. Posiadała ona całkiem spore gospodarstwo rolne, gdzie po śmierci męża głównie uprawiała zboże, sadziła ziemniaki, marchew, buraki, truskawki, pielęgnowała sad - agrest, porzeczki, śliwy, grusze, jabłonie, wiśnie i czereśnie, oraz orzechy.
W wakacje jeździłem z rodzicami i siostrą zazwyczaj w góry Pieniny do Szczawnicy.
W okresie tym zdobyłem większość pienińskich szczytów m.in. Bryjarkę, Palenicę, Trzy korony, będąc na początek wnoszony w kocu na
plecach, a następnie już na własnych nogach.
|
|